Paweł Chmielewski
("Projektor" - 5/2014)
Podobno najlepsze filmy powstają jako ekranizacje dzieł miernych lub, co najwyżej, średnich. „Most na rzece Kwai”, poprawna książka Pierra Boulle i doskonały obraz Davida Leana. Z drugiej strony „Król szczurów” Jamesa Clavella, powieść o niebo lepsza i znacznie gorszy – pomimo doskonałej obsady (Segal George, Fox, Courtenay) – film Bryana Forbesa. Dwa przykłady, Indochiny, II wojna światowa, obóz jeniecki, dwie książki, dwa filmy.
Doskonały materiał literacki, książka uwielbiana przez
czytelników, oto problem dla scenarzysty i reżysera. Które wątki pominąć?
Filmować w zgodzie czy wbrew intencjom pisarza? Ekranizacji dorównujących
doskonałości pierwowzoru nie ma zbyt wiele. Samurajska, tak samurajska,
opowieść o wierności angielskiego kamerdynera – powieść „Okruchy dnia” Kazuo
Ishiguro i film Jamesa Ivory’ego. Podwójny smaczek literacki „Niebezpieczne
związki” Stephena Frearsa, bo pierwowzór de Laclosa i scenariusz Christophera
Hamptona czy w Polsce: „Żywot Mateusza” Witolda Leszczyńskiego (na podstawie
„Ptaków” Tarjeia Vesaasa) czy „Rękopis znaleziony w Saragossie” Hasa
(pierwowzór Jan Potocki).
Z drugiej strony mamy spektakularne
klęski. Żadnego z filmów opartych na prozie Conrada (poza „Pojedynkiem” młodego
Ridleya Scotta i swobodną wariacją Coppoli) nie można uznać za udaną adaptację.
Mamy „Imię Róży” J.J. Anauda, fajny, kostiumowy kryminał, który gubi
intertekstualną zabawę powieści Umberto Eco.
Są dwa wspaniałe polskie filmy,
które powstały w oparciu o literaturę kiepską lub nieczytaną. Myślę o
„Szwadronie” Juliusza Machulskiego (prywatnie uznaję za najlepsze dzieło
reżysera) według prozy Stanisława Rembeka i „Popiele i diamencie” Wajdy na
podstawie książki Jerzego Andrzejewskiego.
Tematem numeru jest film, lecz przede wszystkim ekranizacje literackich
pierwowzorów. Film kinowy może przestał być najważniejszą ze sztuk (na rzecz
YouTube, VOD itd.), ale każdy z nas wraca natrętnie do kilku obrazów i
zastanawia się jak wyglądałyby adaptacje niektórych książek. Czy powstanie
kiedyś reżyserska wizja „Cieplarni” Briana W. Aldissa? Czy polski filmowiec
odważy się na „Dzienniki gwiazdowe”?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz