Piotr Kletowski
("Projektor" - 3/2016)
Ta książka to z
pewnością wydarzenie na polskim rynku publikacji filmoznawczych. Przynajmniej z
kilku powodów. Po pierwsze, napisana jest przez wielkiego znawcę kina twórcy
filmu „Rashomon”, który swe dzieło tworzył przez wiele lat.
Kiedy dzieło powstało, i
tu następny probierz wielkości książki Piotra Sawickiego, autor – prowadzący
swe prywatne wydawnictwo Yottei, mieszczące się we Wrocławiu – musiał uzbierać
potrzebne do publikacji fundusze. Aby to zrobić… wyemigrował na czas wakacji do
Anglii, gdzie pracował w hurtowni mięsa (co ciekawe, Sawicki opublikował
wcześniej znakomity leksykon horrorów gore „Odrażające, brudne, złe”.). A więc
„Kurosawa” to nie tylko efekt natchnionej, intelektualnej pracy autora, ale
również owoc jego fizycznej krwawicy.
Trzecia, niezbywalna
wartość „Kurosawy” – to sama treść publikacji. Właściwie jest to czwarta – po
książce prof. Alicji Helman z lat 60. (która zatrzymała się na „Rudobrodym”),
publikacji Sławomira Bobrowskiego o samurajskich filmach Kurosawy (sprzed
trzech lat, skupiającej się na międzykulturowym aspekcie twórczości japońskiego
filmowca) oraz rozdziale poświęconym Kurosawie w „Autorach kina japońskiego”
prof. Krzysztofa Loski – pełna monografia twórczości najwybitniejszego reżysera
kina japońskiego.
To, co wyróżnia książkę
Sawickiego, to nie tylko to, że mamy tu opisane wszystkie filmy Kurosawy (fakt,
że niektórym – tym najważniejszym – autor poświęca nieco więcej miejsca, o
innych wspomina przelotnie, niemniej jednak odnosi się do każdego, nawet
najmniej znanego obrazu mistrza), ale też, że autor komponuje swą pracę na
płaszczyźnie nie tylko diachronicznej (tworząc historyczny opis twórczości
reżysera „Tronu we krwi”), ale również na płaszczyźnie synchronicznej:
wydobywającej dominanty – tak formalne, jak i treściowe przebogatej, a jednak bardzo
konsekwentniej twórczości Akiry Kurosawy. Najważniejszą dominantą ideową filmów
Japończyka, jest dla Sawickiego humanizm przewijający się w jego filmach.
Humanizm niełatwy, odległy od buddyjskiego optymizmu Yasujiro Ozu, ale też nie
dzielący mroków pesymizmu, jaki cechował twórczość japońskich twórców Nowej
Fali, na czele z Oshimą. To humanizm racjonalny, w którym metafizyka jest tylko
pewnym uniwersalnym punktem odniesienia (jak mówi bohater filmowej wersji
dramatu Gorkiego „Na dnie”, sfilmowanego przez Kurosawę w 1965 r.: „Budda
istnieje tylko dla tych, którzy chcą, by istniał”), częściej staje się
złowróżbnym memento dla wszystkich, którzy w życiu czynią źle (bohaterowie
„Tronu we krwi”, „Ran”). Humanizm przejawiający się w ukazywaniu tego, co w człowieku
najlepsze, ale i najgorsze: jak „światło” i „czarne bagno” (znaki oznaczające
te dwa wyrażenia składają się na ideogram oznaczający nazwisko „Kurosawa”).
Kurosawa ukazuje całą
mizerię tego świata, pytając, czy mając świadomość piekła w jakim żyje człowiek,
człowiek może jeszcze zachować swoją szlachetność. Odpowiedź Kurosawy jest
twierdząca, ale jednocześnie nie przychodzi łatwo. Wreszcie kolejny powód, dla
którego warto sięgnąć po książkę Sawickiego, to fakt, że znalazł on odpowiedni
sposób na uchwycenie całokształtu twórczości Kurosawy, przyrównując jego
twórczość do – odpowiednio – twórczości Bacha i twórczości Beethovena. Bach –
to polifonia, całokształt, „umysł”; Beethoven to jednostkowość, energia,
„serce”. Te dwie linie „Bachowska” i „Beethovenowska” (przyrównanie Kurosawy do
wielkich luminarzy muzyki europejskiej jest – zważywszy na wartość twórczości
Kurosawy i jego „miedzykulturowość”: czerpał bowiem garściami z kultury
zachodniej – jak najbardziej na miejscu), precyzyjnie wyznaczając strategię
twórczą Kurosawy (naświetloną także, żeby być precyzyjnym, również z czysto
japońskiej – zakorzenienie w teatrze No – perspektywy).
Kończąc, „Kurosawa” to
lektura obowiązkowa – zarówno dla miłośników japońskiego kina, jak i dla
miłośników kina jako sztuki w ogóle. Jeśli miałbym wpuścić kropelkę dziegciu,
do tej, wypełnionej po brzegi miodem beczki, to chciałbym, aby wydanie drugie
książki doczekało się porządnej korekty, jako że tu i ówdzie niewielkie
literówki szpecą doskonałą całość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz